Tego lata w naszym domu w północnym Idaho zbuduję cedrową wannę z cedru z zestawu, który przyjeżdża ciężarówką. Producenci twierdzą, że przycięli każdą płytkę do „tolerancji mniejszych niż 3/1000 cala”, a ja nie mam powodu w to wątpić i nie mam możliwości sprawdzenia ich w żaden sposób. Potrzebowałbym mikroskopu. Tak długo, jak pasuje i trzyma wodę, będę bohaterem w oczach mojej łagodnej żony, która lubi długie gorące moczenie po duszeniu chwastów i zabijaniu owadów w jej słonecznym ogrodzie. Jeśli chodzi o mnie, potrzebuję tej cedrowej wanny z hydromasażem dla samego cedru. Aromat, dotyk, tajemnicze zadymione usłojenie drewna. Ponieważ szaleję za drewnem - nie za obróbką drewna, ale każdy, kto jest zafascynowany drewnem, ostatecznie z nim pracuje, choć potem zarówno drewno, jak i szkoda, że nie zostawiłem go samego.
Zaczęło się to niewinnie pod koniec lat 60. XX wieku, wraz z klasą sklepową pana Fuchsa w szkole średniej (dla której przez cały rok produkowałem genialnie lakierowane dębowe pokrętło zmiany biegów dla Impala moich rodziców z 1965 roku, malutkiego stołu z drzewa wiśniowego, który się chwieje i coś, co wygląda jak kolejne dębowe pokrętło zmiany biegów, tylko ogromne, wielkości małego arbuza, i które faktycznie się otwiera, abyś mógł ukryć w nim papierosy i prezerwatywy - nawet teraz, 40 lat później, moje najlepsze dzieło), i przeszedłem do tego stopnia, że jestem teraz członkiem Stowarzyszenia Właścicieli Lasu Idaho.
Od czasu do czasu myślę o panu Fuchsie, naszym nauczycielu sklepowym, i żałuję, że nie byłem mniej smarty i nauczyłem się od niego, jak robić z tego rzeczy. W trakcie demonstrowania, jak zaprojektować złącze wpuszczane i czopowe, w ciągu kilku minut mógł wyciągnąć solidny, mały stolik. Pan Fuchs osiągnął czterdzieści lat, tracąc nie więcej niż połowę jednego palca wskazującego, co jest dobrym rekordem. Widziałem stolarzy, których dodatki wyglądały bardziej jak kaczki, a nawet kopyta. Faceci z przeciwstawnymi kciukami i nic im się nie sprzeciwia. Uwielbiają pracować z drewnem, a ja uwielbiam pracować z drewnem, ale tutaj nasze pasje się rozchodzą. Chcą czystych kątów i przytulnych stawów, a przy wzniosłej koncentracji starają się je wytworzyć, używając słów takich jak pion, poziom i kwadrat. Dla mnie są to życzeniowe, fantastyczne koncepcje. Po prostu siekam. „Mierz dwa razy, raz cięj” - mówił nam pan Fuchs. Mierzę pięć razy i wciąż kończę cięcie. Zeszłego lata, pracując w kabinie o wymiarach 12 na 12 stóp, co najmniej pół tuzina mierzyłem deskę na parapet, i mam na myśli bardzo ostrożnie, i nadal mi się to udało wymyślić planszę o 17 cali za długą. Zbyt długie nie jest takie złe. Zawsze możesz go skrócić. Jednak zbyt krótki kończy się w piecu.
Ale pan Fuchs, brodząc przez małe sterty trocin, otoczony uśmiechniętymi nastolatkami, którzy przy każdej okazji głośno wymawiali jego imię, pan Fuchs, z szarą, płaską fryzurą, głupią uprzejmą twarzą, swoistą prostokątną głową, która wyglądała, jakby został zawężony w imadle, a wraz z nim jego umysł, pan Fuchs nie zasłużył, powiedzmy, w moich sprawach na głos. Pan Fuchs reprezentował zużytą starszą grupę, która wciąż tkwi w pierwszej połowie najbardziej nieustannie postępującego wieku ludzkości. I tak też wyglądało drewno - przestarzałe, staromodne, niegotowe na resztę tysiąclecia. Nie można było przytrzymać go nad płomieniem jednorazowej zapalniczki butanowej, aby zobaczyć, jak zmienia się w stopioną kupę, jak plastik. Możesz też zrobić z niego puszki po piwie, takie jak aluminium, puszki po piwie, które możesz spuścić do gardła i zmiażdżyć jedną ręką, a następnie bekać.
Dorastałem w miastach z betonu, asfaltu i szkła, a po zajęciach pana Fuchsa nigdy nie zastanawiałem się nad drewnem, dopóki nie zamieszkałem w Gig Harbor w Waszyngtonie w wieku dwudziestu dwudziestu lat i nie podjąłem pracy na krótkie, nieszczęśliwe zaklęcie, sprzątanie ziemi pod przyszły motel. Polegało to na ścinaniu wszystkich drzew, każdego ostatniego, oraz zdzieraniu ich z gałęzi (zwanych okrzesywaniem) i ścinaniu ich na 16 stóp długości (zwanych bucking) i układaniu ich w stosy, aby można je było załadować na ciężarówki i sprzedać jako kłody. Brak pracy dla wychudzonego absolwenta college'u, a na pewno nie taki, który sprawiłby, że lubię drzewa, gałęzie lub kłody - zwłaszcza kłody. Dziennik nie jest niczym słup, uwierz mi. Jestem pewien, że dzieje się tak dlatego, że z jednej strony są cięższe od drugiego i mają tendencję do przesuwania się, ale kiedy je ułożysz w stos, wydają się o wiele bardziej żywe niż drzewa, niewytłumaczalnie ożywione, mogą eksplodować. Kiedyś byłem świadkiem klapy drewna ze stacjonarnego stosu i światła na ziemi jak młoda gimnastyczka. Możesz myśleć, że kłamię, ale jeśli byłeś w pobliżu kłód, nie robisz tego. Ten rodzaj pracy był nie tylko wyczerpujący, ale i ryzykowny, co ze zdradzieckimi materiałami i morderczymi piłami, a moje nawyki pracy nie pomogły. W tamtych czasach nie miałem nic przeciwko nadmuchiwaniu chłodnicy poza zasięgiem wzroku szefa podczas półgodzinnej przerwy na lunch i powracaniu do pracy niezdolny do zrobienia wiele, ale zadziwiłem go moim zaniedbaniem i niekompetencją, moją głupotą obcych i ogólną słabością mojej ramy. Był starym kowbojem i za każdym razem, gdy wszystko stawało się dla niego zbyt duże, wściekle miotał mnie między łopatkami brudnym kapeluszem i żądał usłyszeć, czego nauczyłem się przez całe lata studiów. Do dziś chciałbym móc mu udzielić odpowiedzi. Zajęło nam około dwóch miesięcy na poziomie 10 akrów, tylko on i ja.
Ale drewno, człowiek, drewno. Raz na jakiś czas, zwykle podczas psychedelicznej przerwy na lunch, patrzyłem na pierścienie na pniu, całą historię w koncentrycznych rozdziałach, ciasne pierścienie reprezentujące mniejszy wzrost, trudniejsze lata, szersze pierścienie rejestrujące łatwiejsze czasy i każda zarejestrowana trauma, każda grudka i blizna powielają się w następnym pierścieniu, zawsze bardziej widoczna, nigdy nie zasypywana i zapominana, wady stają się coraz większe. Zastanawiam się, jak wiele brudu i wody może unieść się do lasu. I z czego mieli zbudować motel? Kłody Tutaj budynki czekały prawie gotowe do użycia, zrzucając liście i igły, zamieszkałe przez gryzonie, aby później schronić mężczyzn i kobiety. A potem obiad się skończył.
Wędrowałem na południe. Znów miasto asfaltu i kamienia: Phoenix, Arizona, na środku pustyni. Nie ma tam dużo drewna. Dziwne uczucia, które wpatrywałem się w pniaki, nie sprawiły mi kłopotu. Zapomniałem o drewnie. Zrzuciłem alkohol i narkotyki i pracowałem dziwnie, dopóki niewiarygodne letnie upały nie doprowadziły mnie na wschód do wioski Wellfleet w Cape Cod w stanie Massachusetts. Tam wyszłam za mąż i przeniosłam się z moją nową żoną do 150-letniego domu z kominkiem, obok którego ustawiłam biurko i spędzałam osiem godzin dziennie „pracując nad książką” - plując drewno opałowe, układając materiał na ogień, rozpalenie go jednym zapałkiem, obserwowanie, jak płonie, ziarno drewna czerniejące i wyróżniające się podczas zwęglania, płomienie ukazujące przejmujące prawdy związane z życiem, śmiercią, przemijalnością i wyniosłością, a potem mógłbym napisać mała scena, w której zawsze był kominek i długi opis tego, co tam się działo, płomienie, przeczucie, wzniesienie i tak dalej, a potem nadszedł czas na kolację. Tak bardzo pochłonąłem ogień z drewna, że uznałem, że warto spożywać jedyną kopię mojej pierwszej powieści, rękopis, który przysięgałem zniszczyć, a który nosiłem od lat do miejsca. Mam nadzieję, że pisząc o tym, wydaje się, że to tylko młodzieńczy romantyzm, a nie prywatne przerażające bałwochwalstwo, ale mówię wam, że sanktuarium mojego kominka było warte tej ofiary i kiedy patrzyłem, jak każda strona zamienia się w dym ciężar mojej duszy był o wiele mniejszy, dopóki nie uwolniłem się od pisarza, którego nie udało mi się stać, i mogłem być tym, kim byłem.
Najbardziej cudowną rzeczą w życiu pisarza jest to, że możesz mieszkać gdziekolwiek chcesz, o ile możesz sobie na to pozwolić, a my chcieliśmy mieszkać w Kalifornii. Znaleźliśmy 28 akrów z odległym widokiem na ocean w hrabstwie Mendocino na samym końcu tej minionej epoki, gdy tylko hipisi i rowerzyści byli zainteresowani lądem w Północnej Kalifornii. Właściciel ziemski! Wiejski giermek! Gdy tylko to zobaczyłem, pokochałem to miejsce. To nie był widok na ocean, sad jabłkowy, rozpadające się stajnie czy buda sztukatorska ze stropem z kulami, gdzie poprzedni okupant trzymał swoją dziewczynę i własnego zakładnika motocykla, dopóki lokalny zastępca nie namówił go, by poszedł do bar w hotelu Gualala na drinka (nigdy nie został oskarżony, chociaż jego pomarszczony stary tata, od którego kupiłem to miejsce, powiedział mi: „Zapytałem szeryfa, czy powinienem zabrać mu broń”). To nie był lokalny kolor ani wizualne piękno. To były dwa sekwoje w pobliżu frontowej bramy. Kiedy stary chłopak pokazał mi to miejsce, zatrzymał ciężarówkę i wskazał na nich - każdy ma prawie 200 stóp wysokości i kilkanaście stóp średnicy - i powiedział: „To ma ponad 1500 lat” i coś zmieniło się w moim sercu, i Zgubiłem się I ten starzec wiedział, że się zgubię. Te starożytne istoty, szare i zielone, emanujące niesamowitym spokojem, były pierwszymi cechami posiadłości, na które wskazał. Każdy człowiek kupiłby go od niego od razu.
Większość pierwotnych sekwoi wybrzeża już dawno minęło, ale drzewa drugiego wzrostu objęły hrabstwo Mendocino i wszystko wokół było zrobione, w tym nasze stajnie (słowo ma pewną godność, że te budy dla zwierząt nie zasługiwały), gdzie pani Johnson trzymał kilka koni. Te dwa zwierzęta stały cały dzień, gryząc się na deskach straganów i zjadłyby cały dom, gdybyśmy nie pomalowali go kreozotem, aby ich odwieść. Myślałem, że sekwoja pachnie wspaniale, ale nigdy nie miałem ochoty żuć tego. Szczerze mówiąc, nigdy nie dbałem o konie. Są głupie, a siano jest drogie, przynajmniej w wymaganych ilościach. Jeśli po prostu będą stać przez cały czas, dlaczego nie zakorzenią się i nie sami nie jedzą, jak drzewa? Zjedli też trawę na 10-hektarowym pastwisku ogrodzonym wokół słupów starego sekwoja od potwora takiego jak para wciąż rosnąca na mojej ziemi, tylko on upadł, kto wiedział, ile wieków wcześniej, zanim drwali przybyli sto lat temu, aby obalić wielkich gigantów i wysłać ich 128 mil na południe, aby zamienić się w San Francisco - i ten monolit leżał na środku rzeki Gualala, w wodzie, przez cały ten czas, aż poprzedni okupant wziął zakładników rowerzysta wyciągnął go za pomocą koparko-ładowarki i ręcznie podzielił na postrzępione słupki. Jedyne, co lubiłem w tych koniach, to ogrodzenia ich pastwisk.
Nazwaliśmy to Ranczo Doce Pasos. Moja żona i ja uwielbialiśmy to miejsce, ale nie siebie nawzajem, a po rozwodzie pozostała mi tylko czapka z daszkiem z Rancho Doce Pasos na czubku, odzież, którą nazwałem „moim kapeluszem o wartości 100 000 $”. Polowałem na Północne Wybrzeże w innym raju, ale miałem tylko kilka wielkich, a do tego czasu świat odkrył Mendocino, a jedyną ofertą hipisowskich rowerzystów była para akrów z kopułą geodezyjną, która wyglądała na uderzoną przez meteor. Potrzebowałem drzew i potrzebowałem ich na niezwykle taniej, obfitej ziemi, i tak skończyłem w północnym Idaho.
Znalazłem „wiejską posiadłość” w moim znacznie obniżonym przedziale cenowym, na 23 milach nieutwardzonej drogi niedaleko granicy z Kanadą, 120 akrów, gdzie my (nowa żona i dwoje dzieci) mieszkaliśmy przez cały rok przez 10 lat, aż do 28 stóp śnieg w 97 roku nas wyleczył, a teraz większości zim uczę pisania w Teksasie. Latem grzebię w okolicy Idaho (Doce Pasos North; nasze motto: „Cała nowa generacja czapek baseballowych”), pracując nad powieściami lub zabawami i zbierając kłody o zabawnych kształtach - dla mnie skręcone, garbione lub w inny sposób, fascynujące - dla największej na świecie drewnianej rzeźby, której jeszcze nie zacząłem. Może nigdy nie zacznę, ale przyjadę tu każdego lata. Cywilizacja stała się niezdatna do zamieszkania, przynajmniej przez cały rok. Nie wchodzę tutaj w duchu romantyzmu. Jest to niezbędna i praktyczna forma odwrotu, jak skakanie za głazem, gdy bawół się mdleje.
Nieruchomość graniczy z lasem państwowym USA. Podwórko kieruje się na wschód za granicę Montany i przez kolejne kilkaset mil, przez serię pasm górskich, do Parku Narodowego Glacier, niemal na każdej jego powierzchni pokrytej wiecznie zielonymi drzewami. Nasza łata obejmuje około 3000 tych drzew, nieco więcej niż mieszkańców najbliższego miasta, Bonners Ferry, około 32 mil na południe. Niedługo po zamieszkaniu wśród sosny i świerku dostałem list od Stowarzyszenia Właścicieli Lasu Idaho, oferując członkostwo. Ponieważ nie ma żadnych opłat, z dumą to zaakceptowałem. Raz na jakiś czas wysyłają mi biuletyny promujące drzewa i ich właścicieli. Nie wiem co jeszcze robią.
Ale drewno - drewno! Nasz dom zbudowany jest z cedrowych desek o grubości czterech cali i nic więcej, bez izolacji, bez suchej zabudowy, tylko drewno, człowiek, i ogrzewamy go opalanym drewnem piecem Blaze King. Na początku lat 90. XX wieku sosna spadła na zewnątrz i po prostu tęskniła za zniszczeniem naszego małego mieszkania. Przez trzy lata to drzewo leżało za domem, tak zawzięte i kolosalne jak rozbity samolot, aż pożyczyłem „młyn na Alasce”, urządzenie, za pomocą którego rzekomo jedna osoba i piła łańcuchowa mogą ciąć duży kłodę na proste deski. Mój przyjaciel Russ, były drwal z Alaski, krzepki, krępy mężczyzna, w rzeczywistości osoba tak bardzo przypominająca buldoga, że tak naprawdę należy do kreskówek, wiedział wszystko o tartakach i wyszedł, aby mnie pouczyć, co oznaczało, że musiałem stać z papieros zaciskał się w zębach, malując leśną atmosferę wspomnieniami o burdelach, awanturach i epickich bingach oraz grzmotającej śmierci tysiącletnich drzew, podczas gdy ja starałem się zrozumieć sens tego urządzenia. A potem miałem te wspaniałe płyty z sosny lodgepole. Spawacz uczynił mnie solidnym kozłem, na którym mógłbym je położyć, i podniosłem nas do stołu w jadalni. Musiałem tylko usunąć zmarszczki z drewna i pomalować je lakierem, ale jakoś proces pochłonął dwa lata.
Russ nie był całkowicie bezużyteczny. Poradził mi, że większość tarcicy jest piłowana równolegle do rocznych pierścieni wzrostu, odsłaniając „płaskie ziarno”, szczyty i strzępy, które wyglądają jak pędzle od pejzaży mnichów Zen. Cięcie pod kątem prostym do pierścieni wzrostu tworzy deski z „pionowym ziarnem”, ciasnymi liniami, które nie uważam za tak interesujące. Poszedłem po płaskie ziarno, ponieważ lubię siedzieć rano przy stole i pić kawę i patrzeć na blat stołu. Po kilku latach zapamiętałem całą rzecz, a gdybym miał jakieś umiejętności malowania zen, prawdopodobnie mógłbym odtworzyć całość na pergaminie. Jednak nigdy nie przestaję studiować zboża, nigdy nie przestaję czuć, że jest jeszcze więcej do zobaczenia, wciąż znajduję coś świeżego do podziwiania.
Ostatnio jestem w trakcie podnoszenia małej kabiny. Lubię dźwięk tego. Oznacza coś organicznego i żywego, bez kwadratowych narożników i płaskich powierzchni. Pierwszym komentarzem mojej córki, kiedy odwiedziła college, a ja zabrałem ją, by pokazać jej domek o wymiarach 12 na 12 stóp przy śpiewającym potoku, było „To nie wygląda stabilnie”. Zajęło mi trochę czasu, aby nakłonić ją do wejścia do środka. Rozejrzała się dziko i powiedziała „Bardzo miło!” i wysiadł tak szybko, jak mogła. Muszę wyznać, że kabina ta została zbudowana głównie przez innych poetów i pisarzy, starych przyjaciół i moich byłych studentów, którzy przychodzą na miłe wizyty i zostają zmuszeni do niewoli. Później tej wiosny, zakładając, że odniosłem sukces w wannie z hydromasażem, sam wyłożę podłogę kabiny - brzoza i olcha z ziemi sąsiada - a następnie nasi letni goście i zamierzam zbudować za nią duży pokład, po czym zorganizujemy przyjęcie z okazji chrztu pokładu z udziałem wielu ludzi tańczących na nim w rytm rock'n'rolla. Spodziewaj się drobnej tragedii.
Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach rysuję drewno. Kilka lat temu sąsiednia ziemia sprzedała się dwóm młynarzom, ojcu i synowi, którzy zaciągnęli przyczepę do domu i przenośny młyn i zaczęli ścinać drzewa na deski i dawać mi wszystkie dodatkowe rzeczy. Niedługo po przybyciu młynarzy sąsiadka przy drodze zabrała pod swój dach nowego mężczyznę, jednonożnego faceta, który wyrzeźbił z bali posągi i słupy totemowe i który poszedł tylko po imieniu Brad. Brad posiadał prawdziwy dar do kształtowania form zwierzęcych z cedru, niedźwiedzi i orłów itp. Reprezentacje nie tylko realistyczne, ale też pełne wigoru - aroganckie orły, szczere i dobre intrygi, totemy bijące starożytną mocą. Lubiłem patrzeć, jak dokucza osobowościom z cedrowych kłód za pomocą małych, specjalistycznych pił łańcuchowych. Okazało się, że Brad był w locie z dawnego przekonania o uprawie marihuany, a kiedy Good Guys dogonili go, dali mu 15 lat w Centrum Więziennym w Idaho, a ja odziedziczyłem kilka ton dzienników cedrowych. Do tego czasu zebrałem wystarczającą liczbę bezpłatnych odrzutów od młynarzy i nienarodzonych niedźwiedzi od rzeźbiarza, że musiałem wydać tysiące na dużą wiaty, aby to wszystko pokryć.
Idę do Home Depot lub Lowe na proste sprawy i spędzam godziny zwiedzając stosy drewna jak dziecko na karnawale i wpatrując się w puszki z plamami z drewna w taki sam sposób, jak kiedyś oglądałem, jak produkuje się waty cukrowe. Biała sosna, żółta sosna, modrzew, brzoza, cedr, mahoń azjatycki, trawienie białe, kamień rzeczny, perłowy niebieski. Minwax ma wodne drzewo różane, którego chciałbym doświadczyć. W obecności drewna odczuwam coś bardzo podobnego do zainteresowania dziecka takimi rzeczami, jak słodycze i deser. W rzeczywistości stos drewnianych odpadków na moim wiaty podnieca we mnie tę samą mieszankę chciwości i satysfakcji, której doświadczyłem jako chłopiec wracający do domu z torbą na zakupy pełną niewytłumaczalnie darmowych cukierków na Halloween. Po prostu dają ci te rzeczy. Wystarczy założyć maskę i zapukać do ich drzwi. I takie też jest drewno. Materiał rośnie na drzewach, wyrasta z brudu, przekształca się ze stożka lub nasion w żywe stworzenie, które rzuca długi cień i przychodzi do nas prawie gotowe do użycia. Kiedy drzewo zostaje ścięte, jego połączenie z ziemią zostaje zerwane i zaczyna on służyć jako materiał. Do tego momentu je, pije i oddycha wśród tłumu, wszyscy robią to samo, ale w ogromnej ciszy. Otoczony przez tych cywilnych, przyjaznych sąsiadów, żyję usunięty z tłumu, dwunożnej hordy w zgromadzeniach technologii i zamieszania. Ożywiam się z odrętwienia, które towarzyszy lawinie obfitej ilości informacji i apeli, zdjęć i towarów na sprzedaż, i przywrócono mi dzieciństwo - nie dzieciństwo w lesie, ponieważ nie miałem mojego lasy, ale do tamtej epoki mego życia, gdy troski dorosłego świata unosiły się wysoko ponad chmurami, jak chmury, a kilka rzeczy pod ziemią miało dla mnie znaczenie na ziemi.