Siedzimy tutaj nieco niespokojnie w prywatnym sektorze lotniska Petropavlask, czekając na przelot około 120 mil w górę rosyjskiego półwyspu Kamczatka do cudownego, wypełnionego rybami odcinka rzeki Żupanowej, gdzie każda obsada, jak się wydaje, z historii inni rybacy przynoszą strajk. Ta ostatnia noga jest denerwująca, dzieje się tak, jak ma to miejsce w przekształconych helikopterach wojskowych z czasów radzieckich. W naszej grupie jest osiem osób. Szczerze mówiąc, wszyscy jesteśmy bardziej napięci czynnikiem ryzyka z tej strony, niż chcielibyśmy przyznać, ponieważ wyrażenie radziecki śmigłowiec niekoniecznie budzi wielkie zaufanie. Na kilka tygodni przed naszym wyjazdem zadzwoniło wielu przyjaciół, trochę nerwowych w naszym imieniu. Co gorsza, nasze żony zapytały: „Czy naprawdę chcesz to zrobić?” Moja córka i jej kumpel Ellie Berlin, córka lidera naszej grupy, Richarda Berlin, wymienili własne prywatne obawy.
Ktoś z naszej grupy - to jak bycie w wojsku, gdzie plotka jest zawsze królem - mówi, że Rosjanie są w tym dobrzy: znają nasze obawy i potrzebują twardej waluty i nie ważą się załamać, i znają znaczenie utrzymywać, a zatem mechanicznie latać podczas każdej podróży, aby upewnić się, że utrzymanie jest pierwszorzędne. Ale potem ktoś inny mówi, że tak właśnie mówią Amerykanom, a jeśli w ogóle idzie mechanik, to prawdopodobnie raz na 10 podróży.
Po spędzeniu około 2 godzin w poczekalni helikopter jest gotowy i wsiadamy, około 20 osób, wszyscy z dużo za dużo sprzętu. Myślę, że tam jest dużo wagi. Jeździłem na wielu śmigłowcach, gdy zgłaszałem się w Wietnamie, i wiem, jak ważna jest waga, a ciężar tego urządzenia mnie denerwuje, podobnie jak wnętrze śmigła; z przyklejonym kawałkiem taśmy izolacyjnej i kolejnym kawałkiem łatającym coś tam, nic z tego nie było pocieszające. Potem następuje oderwanie i jest rewelacyjne: moc maszyny jest niesamowita i stopniowo zaczynamy się relaksować.
Byłem niezwykle chętny do tej podróży do wschodniej Rosji, po ich stronie Cieśniny Beringa, a teraz jestem przytłoczony, oszołomiony czystym pięknem tego, co mnie otacza. To dziewicze terytorium i myślę o tym, jak musiało być odkrywanie Alaski 100 lat temu. Chociaż jesteśmy tutaj, aby łowić ryby, w końcu doświadczenie wędkowania zostanie przekroczone przez piękno tego miejsca - uroczą rzekę, tak pierwotnie krajobrazową, z wulkanami w tle. To najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Jest to jakoś słodsze dzięki wiedzy, że nikogo nie ma w pobliżu przez kilometry.
Traktuję tę podróż bardzo poważnie, zdecydowany, że to będzie nowa ja. Jako taki ćwiczyłem casting muchowy od tygodni, przebywając w moim domku letniskowym w Nantucket. Chciałem poprawić swój udar. Lub, dokładniej, rozwinąć udar. Moje następne urodziny będą 70. i powinienem to zrobić dawno temu. Z biegiem lat zaczęłam akceptować swoje mocne strony i ograniczenia, rzeczy, które robię dobrze i rzeczy, które nie robię dobrze; myślę, że to część bycia dorosłym, uczenie się własnych ograniczeń, a tym samym decydująca część przyjęcia siebie. Ale bardziej niż większość rzeczy, mój brak umiejętności w wędkowaniu muchowym docenia mnie. Jestem poważnym rybakiem i świetnie się spisuję dzięki spinningowi i wędce castingowej, ale z różnych powodów źle sobie radzę z wędką muchową.
Jednym z powodów jest to, że nie dotknąłem żadnego, dopóki nie osiągnąłem pełnych lat 50; innym jest to, że nie poświęciłem temu dużo czasu; i wreszcie, z powodu wiatrów na Nantucket, gdzie łowię większość, wędka jest ogólnie bardziej przydatnym instrumentem, gdy wybieram bluesa lub striptizerki. Jeśli jesteś początkującym wędkarzem muchowym, wietrzne brzegi Nantucket nie są idealnym miejscem do poprawy techniki. W przeszłości oceniałem siebie jako wędkarza muchowego C +. Chociaż mogłem zdobyć punkty w niektórych kwartałach za ten rzadki przejaw skromności, niestety nie zdobyłem punktów ze sobą.
W ostatnich latach zacząłem odbywać wycieczki o niespotykanej jakości z kilkoma znakomitymi wędkarzami muchowymi i mam dość nie tylko własnych ograniczeń, ale także własnych uzasadnień. Mam dość chodzenia na wycieczki (trzykrotnie do Patagonii na gigantyczne pstrągi brązowe) stworzone dla rasowego, ale w moim przekonaniu łowienie jak osioł.
Stawką jest tutaj coś bardzo ważnego. Chodzi o to, czy w miarę zbliżania się określonego wieku, liczba, która zawsze oznaczała cię jako starą w tym społeczeństwie, nadal możesz czuć się młodym, działać młodo, a być może najważniejsze, przezwyciężyć jakąś częściowo wadliwą część swojej postaci, która rządziła tobą w przeszłości. Ulepszanie rzucania muchami stało się wtedy czymś większym: narzuconym testem postaci i prawdopodobnie sposobem na pozostanie młodym. To nie będzie łatwe.
Dużą część mojego problemu stanowi to, że jedyny raz, kiedy wybieram muchę, to kiedy jestem na miejscu, i przez chwilę wprawiam się w rytm i podnoszę ocenę, tylko po to, by się wycofać, gdy podróż się kończy. Dlatego nigdy nie utrzymuję poprawy. Ale tym razem, gdy nadchodzi wyprawa na Kamczatkę, nie chciałem, aby moja pierwsza obsada miała miejsce za 6 miesięcy, kiedy w końcu uderzymy w wodę. Podjęcie takiej uprzywilejowanej podróży i nie przybycie lepiej przygotowanym wydawało się niewłaściwe; to tak, jakbym zawdzięczał to jakości łowienia i samej rybie, by robić lepiej. Więc każdego ranka wychodziłem ćwiczyć. Pod koniec dnia zadzwoniłem do Richarda Berlin, pierwszorzędnego rybaka, którego ogromna energia i instynkt przyjaźni kierują tymi podróżami, i omówiliśmy to, co zrobiłem.
To jest więc test nie tyle o wędkowaniu, co o życiu, o młodości. Nie jestem jednym z tych entuzjastów samopomocy, którzy co roku kupują nową książkę, mając nadzieję na nowy początek życia; Nie sądzę, że w tak późnym terminie mogę stworzyć nowego siebie, a zresztą nie chcę tego. Ale chcę pozostać tak młoda, jak tylko mogę, fizycznie, intelektualnie i emocjonalnie. Robię to dobrze, wydaje mi się, że w życiu zawodowym zawsze pracuję, znajduję projekty, które pod koniec mojej kariery wciąż mnie pobudzają, mieszając dłuższe, pozornie poważniejsze książki polityczne z krótszymi książkami o sporcie, które są zabawniejsze do zrobienia; moja praca wciąż sprawia mi przyjemność, być może jeszcze większą przyjemność niż wtedy, gdy byłem młody, a moje zawodowe lęki były większe. Nie sądziłem, że pisarze na emeryturze i tak nigdy nie przejdą na emeryturę; piszą, dopóki nie wydarzy się jedna z dwóch rzeczy: nikt nie kupuje książek lub nie umiera. Niebezpieczeństwo dla kogoś takiego jak ja, pisarza non-fiction, nie polega na tym, że nogi się poddają lub zmęczeniu po 4 godzinach pisania; zamiast tego chodzi o utratę ciekawości i podekscytowania życiem wokół ciebie.
Znalezienie celu w chwilach, gdy nie pracuję, jest trudniejsze niż wtedy, gdy pracuję, ponieważ jestem pewien, że dotyczy wielu amerykańskich mężczyzn z mojego pokolenia. Ciężka praca - szczególny cel zawodowy - przyszła do nas z łatwością; byliśmy dziećmi merytokracji, wychowaliśmy się do ciężkiej pracy i w wielu przypadkach mieliśmy szczęście znaleźć pracę, którą kochaliśmy. Wielu z nas pochodziło z ekonomicznie ograniczonych środowisk - w pokoleniach, które poprzedziły nasze, nikt nie żeglował, nie podróżował, nie grał w tenisa ani golfa, ani nie żył wystarczająco długo, aby przejść na emeryturę. Nie byliśmy przygotowani na życie z czasem wolnym, aby poradzić sobie z pozostałą częścią naszego życia.
Od samego początku łowienie ryb było jednym z moich wybranych sposobów, aby znaleźć dodatkowe emocje, które pomogą mi poczuć się młodo. Nie jestem pewien, dlaczego tak bardzo dorastałem, uwielbiając łowić ryby, dlaczego dążenie do tego dało mi tyle celu i przyjemności, ale najwyraźniej jest to częścią tego, kim jestem. Nie ma czystej, racjonalnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego każdy rybak przemierzy tysiące mil w odległe miejsce, wydając mnóstwo pieniędzy na podróż, aby złapać kilka ryb i, oczywiście, natychmiast wypuścić je z powrotem do wód z które właśnie przyszli. Zastanawiałem się przez większą część mojego życia. Był jeden dzień na Zhupanova, kiedy padał deszcz i wszyscy byli schłodzeni, naprawdę schłodzeni, i wszyscy wyglądaliśmy i czuliśmy się bardziej niż trochę nieszczęśliwie, i nic nie wydawało się tak smaczne jak jedna z tych poprawek zupy w pakiecie. Tego dnia siedzieliśmy na lunchu i śmialiśmy się z tego, jak gdyby to było nic innego jak łowienie ryb, nigdy nie wydalibyśmy wszystkich pieniędzy, podróżowałybyśmy na taką odległość, wstawały tak wcześnie rano, radziły sobie z tak okropną pogodą i jakoś to uwielbiają.
To pytanie od dawna mnie intryguje. Dlaczego łowię ryby? Skąd to pochodzi? Dlaczego to dla mnie tak ważne? Dlaczego wstaję w bezbożnych godzinach, aby łowić ryby? Dlaczego, kiedy byłem chłopcem, chętniej niż jakikolwiek inny członek mojej rodziny oprócz mojego ukochanego wuja Moe łowił ryby? Dlaczego łowiłem każdego dnia lata, dzień po dniu łowiłem małe ryby, a może te same ryby wiele razy? Łowiłem częściowo, ponieważ mój ojciec łowił ryby. Zrobił to, kiedy mógł i czerpał z tego dużą przyjemność, ale nie sądzę, by była to jego pasja, tak jak jego starszego brata.
Wujek Moe w dzieciństwie, kiedy mieszkaliśmy w Northwest Connecticut, czasami pojawiał się tajemniczo w naszym domu wczesnym rankiem i zrzucał dużą ilość ogromnych ryb do naszego zlewu kuchennego. Oczywiście nie pochodzą one z Highland Lake, 50 stóp od naszego domu, ponieważ Highland było jednym z wielkich wyłowionych jezior w całym kraju. Niemal na pewno przybyli ze zbiornika Winchester, około 2 mil dalej, gdzie połowy były nielegalne i gdzie odbył nielegalną nocną wycieczkę. Czy jest w twojej puli genów, tajemniczej, nieco tajemniczej części twojego DNA? Czy w starym kraju był jakiś odległy przodek, który wymknąłby się, gdy miał studiować Torę, aby łowić ryby? Dlaczego strajk dużej ryby, a ściślej mówiąc, możliwość uderzenia dużej ryby jest tak ważny?
Dlaczego jest to tak słodka część mojego życia i dlaczego jest w mniejszym stopniu napędzane ego niż wiele innych rzeczy, które robię? W ciągu 30 lat, kiedy mieszkałem na Nantucket i łowiłem tam w poszukiwaniu basu i bluefish w paski, miałem tendencję do zaniżania wielkości mojej ryby. Kiedy łowiłem z kumplami, nie musiałem łapać największej lub największej ryby, chociaż nie lubiłem być wykluczonym. Nie byłem napędzany trofeum. Jako chłopiec czy mężczyzna nigdy nie miałem ochoty montować ryb - nie żeby moja żona wpuściła konną rybę do domu, nawet w moim biurze.
Najbliżej jakiejkolwiek chwili ego było jakieś 30 lat temu, kiedy łowiłem na Great Point, pięknym zewnętrznym ramieniu Nantucket. Łowiłem sam, co było rzadkością, i wpadłem na dużą szkołę olbrzymich błękitnopłetwych, wszystkie, jak się zdawało, w przedziale od 17 do 20 funtów i wszystkie w żarłocznym nastroju. Miałem ze sobą dwie wędki: lekki Fenwick uzbrojony w 10-funtową linię testową, która jest dość lekka do tego rodzaju połowów, i jeszcze lżejszy Fenwick, słodkowodna wędka, uzbrojony w test 6-funtowy, który był prawie zbyt lekkie dla regionu, szczególnie na tak lekkim pręcie. W tym czasie, jak pamiętam, rekord świata na niebiesko w teście 6 funtów wynosił około 18 funtów i było dla mnie jasne, że miałem szansę go pobić.
Pomyślałem - to nie był jeden z moich najlepszych momentów - że mogę ustanowić rekord dla niebieskiego w teście 6 funtów, a co gorsza, muszę przyznać, moje myśli przeskoczyły do wyobrażonego minibio z tyłu moja następna książka. Oprócz stwierdzenia, że wygrałem Nagrodę Pulitzera w Wietnamie, powiedziałbym: „Pan Halberstam jest także rekordzistą świata dla bluefish na linii testowej 6 funtów…”. Widziałem, jak łódkuję rybę i pędzę do sklepu ze sprzętem mojego przyjaciela Billa Pew, aby zważyć ją, zanim straci na wadze. Ale to nie zadziałało, co, jestem pewien, równie dobrze. Przy tym świetle potrzebowałem cięższej wędki, aby poruszyć rybę, a potem znowu i znowu musieli mnie musieć i odrywać. Opowiadam tę historię - spowiedź i niezbyt atrakcyjną - teraz po raz pierwszy, bardziej niż trochę zawstydzona, mój jeden wielki moment ego w wędkowaniu, który przyszedł i odszedł na litość.
Właśnie dlatego w tak późnym terminie ostatecznie zdecydowałem się zobowiązać do ulepszenia siebie i swojej obsady. Na początku była to trudna, nie tyle ciężka praca, co frustrująca praca nad czymś, co wydawało się być poza zasięgiem. Udar pojawił się i zniknął. Czasami wszystko szło zbyt szybko. Były chwile, kiedy byłem we wspaniałym rytmie, kiedy prawie magicznie wydawało mi się, że mam go w dół, a potem równie szybko zniknęło, a ja, jak można było przewidzieć, próbowałem rozluźnić całość. Kiedy to się stało, rytm całkowicie zniknął, a moje obsady na mnie umarły. Ale stopniowo, z dnia na dzień, stawałem się coraz lepszy i wkrótce miałem prawdziwy udar. Co więcej, polubiłem niekończące się powtarzanie, niemal narkotyczny efekt na mnie, tak jakby sam rytm był celem, i odkryłem, że nie zdając sobie z tego sprawy, zatraciłem się w rzucaniu, nawet gdy nie było szansy łowienia ryb. Pozostałam w rytmie nawet przez dłuższy czas, a kiedy się wymykałam, nie próbowałam go wyćwiczyć. Byłem zachwycony tą poprawą. Robiłem dobry dystans na prawie każdej obsadzie; W końcu byłem gotowy na Zhupanova.
Od samego początku byłem zaintrygowany pomysłem na wyprawę, wędkarstwo muchowe na zewnątrz tego, co przez większość mojego życia było Związkiem Radzieckim, miejsca zakazanego nie tylko ludziom z Zachodu (zwłaszcza dziennikarzom takim jak ja, którym Sowieci zawsze uważani za szpiegów), ale także dla narodu rosyjskiego. Kamczatka to nie Rosja, podobnie jak większość Alaski to tak naprawdę Ameryka; jest to kraina tak rozległa, tak oddalona od centrum reszty narodu, że wydaje się, że nie należy do nikogo. Jest dla siebie.
Niezbadana jakość tej przestrzeni fascynuje człowieka o imieniu Peter Soveril, który jest w naszej podróży. Soveril wynegocjował z Rosjanami prawa Amerykanów do połowów tutaj i, co ważniejsze, nieustannie lobbuje za maksymalnymi praktykami ochrony jako szef grupy o nazwie Wild Salmon Center. („Czar Peter” tak go nazywa Mike Michalak z Fly Shop, kalifornijskiego sklepu wędkarskiego. Mike zajmuje się wyprawami wędkarskimi dla Amerykanów i należy do naszej grupy.) Pytanie oczywiście brzmi, czy w na dłuższą metę Kamczatka może być chroniona. Łowimy zgodnie z surowymi wytycznymi, nie tylko chwytając i wypuszczając, ale także haczykami bezzadziorowymi, które dają rybom znacznie większą szansę na rzucenie hakiem i sprawiają, że nieskończenie łatwiej jest je zwolnić po złowieniu.
Połów tutaj jest bardzo dobry. Broszury na ten temat sprawiają, że wydaje się, że ryba nigdy wcześniej nie spotkała rybaków ani sztucznych przynęt, a zatem każda obsada spowoduje uderzenie, ale oczywiście nigdy nie jest to takie łatwe. Nawet tutaj musimy zarabiać na ryby; gdyby było łatwiej, to w jakiś sposób nie byłoby łowienia. Pierwszego dnia moją największą rybą jest dobrej wielkości kundzha, czyli char, ryba walcząca w kolorze podobnym do szczupaka. Drugiego dnia biorę dwa bardziej szanowane kundzha i pięknego łososia coho, około 15 funtów. Ale szukamy tęczy, pstrąga na tych wodach bardzo dużych, a te, które łapię w pierwszych dniach, są stosunkowo małe. W miarę upływu tygodnia nadal łapię duże kundzha i małe tęcze, i zacząłem nazywać siebie Królem Kundzha. Ale jest późne popołudnie ostatniego dnia, kiedy w końcu łączę się z tęczami. Używam myszy, która przypomina poppera i jest na powierzchni, gdzie mi się podoba. Kiedy przynęta jest na powierzchni, rybak staje się bardziej jak myśliwy, ponieważ widzi strajk w miarę jego trwania.
Rzucam się do niszy wzdłuż linii brzegowej, gdzie wyrastają drzewo i jego korzenie. Na mojej pierwszej obsadzie ryba, tęcza, jestem pewien, zaczyna podążać za myszką. Gdy tak się dzieje, każdy rybak odczuwa napięcie elektryczne. Poprzednie 250 rzutów mogło niczego nie poruszyć, ale gdy podąża za nimi ryba, wszystko ma tendencję do przyspieszania. Istnieje tendencja do zbyt szybkiego (lub zbyt wolnego) odzyskiwania, a ja staram się kontrolować i utrzymywać stałą szybkość. Ryba podąża, ale nie uderza. Na podstawie wielkości wirów wydaje mi się, że jest to ryba dobrej wielkości. Rzucam ponownie. Tym razem nie ma śledzenia. Rzucam po raz trzeci bez śledzenia. Teraz rzucam po raz czwarty i znowu jest spory wir, ale nie ma uderzenia. I znów rzuciłem, 3 stopy dalej w dół od linii brzegowej, i dostałem kolejny wir, a potem uderzenie i doszło do zaciętej walki; to są silne ryby. Nie wiem, jak długo trwa walka, ponieważ staje się to magicznym punktem, w którym czas wydaje się kończyć. W końcu przynoszę tęczę, może 22 cale, a podróż z Nowego Jorku wydaje się bardzo tego warta.
I myślę, że dzięki temu mam odpowiedź na pytanie, dlaczego łowię ryby. Częściowo to czysta koleżeństwo, przyjaźń ludzi, z którymi lubię i z którymi łowiłem wcześniej, ciepło i przyjemność z tego, poczucie wsparcia, jakie mamy dla siebie nawzajem, a nawet okropne historie, które opowiadamy sobie nawzajem noc, która jest tutaj zabawna, ale nigdzie indziej. Ale napędza go coś ważniejszego i wraca do idei celu. Myślę, że to czysty optymizm wędkarstwa, ponieważ jest to przede wszystkim sport przewidywania. U podstaw leży przekonanie, że kolejna podróż będzie najlepsza, że kolejna obsada przyniesie największą rybę dnia i, oczywiście, najbardziej podstawowa, że ostatnia obsada dnia zawsze przyniesie strajk.
Było to dla mnie prawdą, gdy byłem chłopcem, i teraz ma to dla mnie większe znaczenie. Gdy się starzeję, odkrywam, że znacznie bardziej potrzebuję rzeczy, na które czekam; Jestem również zdeterminowany, aby nie być jednym z tych mężczyzn, którzy z wiekiem stają się leniwi, ponieważ mają zbyt mało celu w życiu. Często, gdy ślizgają się emocjonalnie, ślizgają się także fizycznie. I tak właśnie tutaj, podczas tej podróży, która była wyczerpująca, zdołałem poczuć się młodziej, kiedy szykuję się do powrotu, niż poczułem, kiedy przybyłem.